WEEKEND NA JURZE - ROWERY, MŻAWKA I MY

07:15



Zawsze, kiedy uda nam się wyrwać gdzieś bez dzieci, pada zdanie: "Czemu wcześniej nie robiliśmy tego co weekend?" Czemu nie raz woleliśmy spędzać godziny, oglądając serial przed laptopem, zamiast ruszyć tyłki i pozwiedzać okolicę? Czemu do diabła nie wykorzystaliśmy tego czasu przed dziećmi do ostatniej sekundy? Czemu nie wycisnęliśmy go jak cytryny? Kiedy mogliśmy, kiedy jeszcze nie byliśmy za nikogo więcej odpowiedzialni poza sobą. Kiedy rytm dnia nie zależał od rozkładu drzemek, a zagubiony ludzik lego nie psuł humoru wszystkim członkom rodziny. Jakby życie dzieliło się na to przed pojawieniem się dzieci i po pojawieniu się dzieci. W takim razie żyjemy obecnie w 4 r.p.n.k. (czyt. czwartym roku po narodzinach Kazika). W 4 r.p.n.k. wybraliśmy się pierwszy raz na rowery na Jurę.


Weekend bez dzieci zaplanowaliśmy dwa miesiące wcześniej, kiedy tylko w moim zabazgranym kalendarzu z wpisanymi grupami, zaświecił niczym niezbrukany kawałek czystego papieru. Wolny weekend. Kiedy tylko uzyskaliśmy zielone światło ze strony dziadków - tak! wezmą! skakaliśmy z Wiktorem ze szczęścia po łóżku, tańczyliśmy wokół stołu, krzyczeliśmy z radości - nawet nasze dzieci przestały się szarpać, uderzać resorakami po głowie i wgniatać borówki amerykańskie w dywan - 6 szeroko rozwartych oczu wpatrywało się w dziwnych rodziców. Doprowadziliśmy was już do obłędu? - wydawali się pytać - mamy przecież dopiero 4 r.p.n.k. 

Wybraliśmy Pilicę i właściwie nie oczekiwaliśmy od tego wyjazdu zbyt wiele. Potrzebowaliśmy łóżka, bo chcieliśmy się wyspać. Spać bez przerwy osiem godzin, a potem leżeć pod kołdrą i nie robić nic. Oczywiście wiadomo, że tak się nie da - to tylko nęcąca obietnica raju. Wiktor już wie, że gdzieś ok. 9.00 będę go już niecierpliwie "tyrpać" w bok, żeby wstał.

Zatrzymaliśmy się w pensjonacie "Pod Kolumnami", w którym wypożyczyliśmy świetne rowery i całą sobotę, mimo mżawki spędziliśmy w siodełkach. Wybraliśmy bardzo łatwą trasę - do Ogrodzieńca na żurek i z powrotem - ok. 25 km. Jechaliśmy przez las, przez pola rzepaku i kwitnących ziemniaków, mijaliśmy zamki i ruiny zamków i cały czas zastanawialiśmy się czemu nie robiliśmy tego wcześniej?



W niedzielę odwiedziliśmy jeszcze zamek w Smoleniu, do którego planowaliśmy dojechać na rowerach w sobotę, ale pobłądziliśmy w lesie. Zamek mniej znany od tego w Ogrodzieńcu, a godny odwiedzenia - mniej ludzi, spokój, cisza, piękna panorama. Nie ma żurku, ale cóż nie można mieć wszystkiego.



No i gdzieś tak w niedzielę ok. 11.00:


- Wiktor! Chodź zobacz jakie mamy piękne dzieci!:)



You Might Also Like

0 komentarze

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...