Będąc w kręgu wspomnień z Gruzji A.D. 2014 postanowiłam napisać kilka słów o naszym jednodniowym spacerze pod masyw Chaukhi. Jeżeli zostało Ci jeszcze dwa dni do odlotu, nie masz już siły ani ochoty świętować dłużej w Kazbegi, czujesz, że już możesz ruszać nogami i chętnie poruszasz nimi, ale bez zbytniej przesady - to opcja dla Ciebie. Przyjemny trekking z widokami jak z tapety Windows'a. Ale to nie koniec możliwości jakie niosą za sobą okolice Juty. Prawda jest taka, że chętnie byśmy tam wrócili i spędzili przynajmniej tydzień - testując drogi wspinaczkowe na poszczególne szczyty masywu lub po prostu idąc kilkudniowym szlakiem między górami.
Jakiś czas temu koleżanka poprosiła mnie, żebym opowiedziała jej o naszym wejściu na Kazbek, ponieważ sama planuje w najbliższym czasie zdobycie tego pięciotysięcznika. Nam udało się go zdobyć w 2014 roku - przy trzecim podejściu. O naszej pierwszej wizycie u stóp Kazbeku możecie przeczytać tutaj. Nasza druga wyprawa zakończyła się z powodu załamania pogody jedynie dotarciem do dawnej stacji meteo na wysokości 3600 m n.p.m. Dopiero trzecia wyprawa w sierpniu 2014 zakończyła się powodzeniem. Postanowiłam opisać nasze podejście na blogu, bo a nuż poza Martą, skorzysta z tych informacji więcej osób, planujących zdobycie jednego z najwyższych szczytów Gruzji.
Jesteśmy ssakami i karmienie piersią naszych młodych, że pozwolę sobie wejść w język z lekka biologiczny, powinno być dla nas sprawą naturalną. Wiem z doświadczeń po moim pierwszym synu, że czasem nie jest. Myślę, że noworodek w pierwszej dobie swojego życia powinien przemówić do swojej matki słowami Churchill'a: "Obiecuję Ci pot, krew i łzy". Tak wyglądały początki mojego karmienia Kazika. Ale z czasem to karmienie stało się jednym z lepszych doświadczeń mojego macierzyństwa. Bardzo chciałam, żeby udało się to również z bliźniakami. Przygotowywałam się na bardzo trudne początki, a tu miłe zaskoczenie. Minął miesiąc, a my karmimy się tylko piersią. Jak to zrobić? Jakich błędów uniknąć na początku?