GROSSGLOCKNER - PRZYGODA BEZ DZIECI

14:11


Cztery dni bez dzieci. Spokój, cisza, przespane całe noce, jazda samochodem bez "brrrrrrrrrrrrrrr", tańców i śpiewów na tylnym siedzeniu. Wszystko podszyte oczywiście tęsknotą, ale jednak obietnica raju, pełen reset. Tak, udało się sprzedać całą trójkę dziadkom i wyjechać na chwilę we dwoje, a w zasadzie w piątkę - z tym, że wszyscy pełnoletni. Wybór padł na Grossglockner - najwyższy szczyt Austrii. Fajnie było, ależ było fajnie. Wyrodna matka, wyrodny ojciec.


Pomysł wyjazdu urodził się dość spontanicznie. Dwóch naszych kolegów  z Pomorza, z którymi stosunkowo często jeździmy w góry, postanowiło przez tydzień pojeździć na rowerze w Dolomitach. A że z Dolomitów rzut beretem w Wysokie Taury to czemu przy okazji nie wejść na Grossglockner? I tu pojawiamy się my, którzy dojeżdżamy samochodem, zbieramy kolegów i ich rowery z Lienz, razem wchodzimy na górę i potem razem wracamy do Polski. Proste? Tak, tylko koledzy nie przewidzieli, że w okolicach Cortiny D'ambezzo ich pośladki nie będą już chciały współpracować z siodełkami od rowerów. I tak, na dzień przed naszym wyjazdem dostaliśmy telefon z zaproszeniem w Dolomity. Pojechaliśmy i mimo, że nadłożyliśmy 200 km nie żałujemy, bo przejazd przez cztery przełęcze , w tym Passo Sella, zrekompensował dodatkowe godziny w aucie. Po noclegu na polu namiotowym w Canazei przejechaliśmy do Kals am Grossglockner, skąd wiedzie widowiskowa droga w kształcie jelita do schroniska Lucknerhaus na wysokości 1920 m n.p.m. Tutaj rozpoczyna się szlak na Grossglockner, czyli Wielki Dzwonnik.

Na początku droga jest bardzo łatwa, wiedzie szerokim, szutrowym traktem do następnego schroniska -  Lucknerhütte, które leży na 2200 m n.p.m (ok. 45 min z parkingu). Można chwilę odpocząć, napić się piwa lub zjeść pyszny Apfelstrudel. Dalej droga prowadzi już do schroniska Studlhütte, do którego pozostaje ok. 600 m w pionie. Ścieżka już węższa i kamienista wiedzie zakosami w górę. Zaraz za Lucknerhütte spotyka nas miła niespodzianka - za 4 EUR można wwieźć plecak do Studlhütte małym towarowym wagonikiem. Korzystamy z okazji i na lekko, dużo szybszym krokiem zmierzamy do góry, kiedy nasze ciężkie plecaki śmigają ponad naszymi głowami. Po ok. 1,5 h docieramy do Studlhütte, w pobliżu którego planujemy rozbić namioty. Okazuje się, że biwakowanie jest zabronione, co jest dla nas sporym zaskoczeniem. Kiedy byliśmy tam w czerwcu 3 lata temu, jeszcze poza sezonem, spokojnie rozbiliśmy się na drewnianej platformie przed schroniskiem. Latem wygląda to zupełnie inaczej. Schronisko jest przepełnione, konieczna jest wcześniejsza rezerwacja miejsc. Przechodzimy kawałek dalej i za dwoma pagórkami odkrywamy nielegalne "pole namiotowe". Rozbijamy się za wzgórzem ok. 100 m od schroniska - miejsce idealne na biwak - płasko i jest osłona od wiatru.  


Wieczorem dopada nas burza. Zanim jednak do nas dotarła udało się zrobić kilka fajnych zdjęć z burzowym niebem w tle. 




Rano, następnego dnia ok. godz. 8.00 rozpoczynamy atak szczytowy. Okaże się potem, że ze dwie godziny za późno, bo pogoda utrzyma się do ok. godz. 12.00. Na początku idziemy moreną lodowca, żeby po ok. 40 minutach dojść do śnieżnego pola. Ubieramy raki i zaczynamy podchodzić dość stromo pod górę. Po nudnym podejściu zaczyna się zabawa, bo dochodzimy do via ferraty i dalej już skalną granią wspinamy się do schroniska Erzherzog-Johann-Hütte.



Po krótkiej przerwie przy schronisku ruszamy dalej trochę zaniepokojeni zbliżającymi się ciemnymi chmurami. Idziemy śnieżnym polem, wydeptany szlak prowadzi zakosami stromo pod górę do wąskiego kuluaru, którym wychodzi się na grań.


Przed kuluarem stwierdzam, że nie dam jednak  rady (moja forma po ciąży jeszcze widać nie do końca odbudowana), więc postanawiam wycofać się do schroniska i poczekać na chłopaków. Kiedy tylko dochodzę z powrotem do Erzherzog-Johann-Hütte psuje się pogoda. Momentalnie robi się biało i zaczyna padać grad. Po chwili sypie już śnieg, który następnie zmienia się w deszcz. Cieszę się, że zawróciłam, z drugiej strony zaczynam się martwić o chłopaków, którzy w takiej pogodzie muszą przejść najtrudniejszą część trasy. Czekam na nich 2,5 godziny i stwierdzam, że robię to pierwszy i ostatni raz. Tak się bałam. Nigdy więcej. Obiecuję sobie, że już nigdy nie zapomnę zadzwonić do mamy, że gdzieś dojechaliśmy, o co nas zawsze prosi. Wiem już dlaczego. Moich chłopców nauczę grać w szachy, niech się oddają bezpiecznym pasjom.

Kiedy ja obgryzam paznokcie w schronisku ze stresu, chłopaki walczą na grani. Wyżej nie ma już via ferraty tylko metalowe słupki, o które zaczepiają linę. Tuż przed szczytem dopada ich burza, co podnosi im jeszcze poziom adrenaliny. Jak mi potem opowiadali po zejściu - znacznie przyspieszyli kiedy słupki i krzyż zaczęły  brzęczeć, jakby przewodziły prąd.  No tak, nie najlepiej siedzieć na piorunochronie w środku burzy. Kiedy schodzą do Erzherzog-Johann-Hütte rozpogadza się i na niebie pojawia się tęcza. Tęcza pojawia się również w mojej głowie, przerażonej wizją bycia samotną wdową z trójką dzieci.


W doskonałych nastrojach zaczynamy schodzić w dół i wtedy znowu dopada nas grad i deszcz. Mokrzy docieramy do namiotów, a potem dosuszamy się przy piwie w schronisku.



Następnego dnia rano zwijamy nasz mały obóz i schodzimy spokojnie w słońcu na parking, gdzie czeka na nas nasz rodzinowóz. Po 13 godzinach jazdy jesteśmy z powrotem w domu. Fizycznie mocno zmęczeni, ale zresetowani jak nigdy. Bo od dzieci czasami trzeba odpocząć.





You Might Also Like

4 komentarze

  1. Brawo! Nim dobrnęłam do końca właśnie zastanawiałam się na Twoją formą czy już ją masz, żeby tak z doskoku sobie pozwolić....hm, czyste szaleństwo ! W dalszej części wpisu wszystko się wyjaśniło. Hehehe przypomniała mi się opowieść pewnego znanego Ci pana K. o sylwestrze na Babiej Górze.
    Pozdrawiam Beata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D W porównaniu z Sylwestrem na Babiej Górze, nasza wyprawa na Grossglockner to jak wypad kolejką na Kasprowy;) Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. W październiku już zapomina ,że mama się martwi czy dotarli bezpiecznie do domu!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...