CZY PODRÓŻOWANIE Z DZIEĆMI MOŻE BYĆ KOSZMAREM?

13:11



Ten tekst piszę głównie dla siebie, ale i dla tych podobnych charakterologicznie do mnie, których jak mniemam jest całkiem sporo. Dla takich, którzy lubią idealizować świat i którzy rzadko przed realizacją jakiegoś planu wizualizują sobie możliwe negatywne konsekwencje lub problemy. Dla tych, których motto życiowe brzmi: "Szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie". Którzy wszystkie rady i ostrzeżenia tych bliskich i tych nieznajomych kwitują prychnięciem lub ewentualnie dyplomatycznym milczeniem. Dla tych co chcieli teatr otwierać w miejscowości zamieszkanej przez 100 osób i tych co z małymi dziećmi kule ziemską trzy razy objadą i tych co pierwszy milion zarobią sprzedając ubikacje sprowadzane z Chin. Lubię Was!

Mam za sobą trudny egzamin na przewodnika po Krakowie i podczas tego egzaminu koleżanka bardzo uroczo się przejęzyczyła i mówiąc o obrazie Henryka Siemiradzkiego zrobiła z "Pochodni Nerona" - "Pochodnie Neurona". Więc ten tekst jest dla tych wszystkich zapaleńców, którym w głowach nieustannie palą się takie pochodnie neuronów i którzy do kompletu zdecydowali się posiadać dzieci. Czy to da się pogodzić?


Z założenia ten blog miał stanowić inspirację do podróżowania z dziećmi - wszystko jedno daleko czy za róg. Miał pokazywać, że da się. Nasza niedawna "nieudana" wycieczka na Turbacz dała mi jednak sporo do myślenia. Wybiła mnie z moich idealistycznych mrzonek i wpędziła w absolutnego doła z cyklu "z dziećmi to jednak nie da się nic zrobić, trzeba przeczekać kilka lat, a najlepiej jak skończą osiemnaście lat i wyjdą z domu i  wtedy to dopiero zaczniemy żyć" (wszystko to na jednym oddechu :)). Mam takie dni, czasem całe tygodnie, że rzeczywistość nie dorasta do marzeń. Że nie jest tak jak chciałabym, jest nawet bardzo nie tak, jak chciałabym. To jest pułapka pozytywnego myślenia. Takiego mocno niedojrzałego jakie reprezentuje ja. Ale chcę dorosnąć – może lepiej byłoby to zrobić przed posiadaniem własnych dzieci, ale cóż z braku innego wyjścia będę dorastać razem z nimi. Bez obaw - to nie będzie tekst pesymistyczny:)

To jak w końcu było z tym Turbaczem? Ano tak, że pewnego sobotniego ranka, przy pięknej pogodzie zdecydowaliśmy się wybrać  na jakąś fajną wycieczkę z dziećmi. Wybraliśmy Turbacz  z Koninek. Zachęciliśmy znajomych (także dzieciatych), żeby wybrali się razem z nami. Spakowaliśmy wszystkie gadżety, mające nam ułatwić życie tj. wózek Croozer, gdyby Kazik nie chciał iść, plecak - nosidło, gdyby nie chciał iść, ani siedzieć w wózku, no i jeszcze chusty dla bliźniaków. Do tego oczywiście kocyk i prowiant na trzy dni. No cóż, Kazik ani nie chciał jechać w wózku, ani siedzieć w nosidle, a jak szedł lub biegł to nie w tym kierunku co my. Po tym jak udało nam się przejść odcinek, który zajmuje normalnie 15 minut  w minut 40, rozłożyliśmy się na leśnej polanie i wtedy nastąpiła konsumpcja prowiantu. Skończyło się tym, że Kazik wylał na siebie, kocyk i kawałek cioci cały mus jabłkowy. Po czym wpadł w histerię, że musu już nie ma. Zjazd do samochodu nastąpił przy tzw. syrenie, czyli ryku Kazia. Wróciliśmy do domu w atmosferze totalnej porażki.

Dopiero, kiedy po kilku dniach zaczęłam przeglądać zdjęcia, które zrobił Wiktor, zdałam sobie sprawę, że sporo z tej wycieczki przegapiłam. Zobaczyłam Kazika leżącego na mostku i przyglądającego się strumykowi, zobaczyłam też jak razem z córką naszych znajomych skaczą po leżących pniach i że jest to dla nich najlepszy plac zabaw na świecie. I pomyślałam, że po prostu nasze oczekiwania są trochę za duże i w naszym pragnieniu życia z dziećmi tak jak przed ich pojawieniem się czai się pewna pułapka, która łatwo może nas zaprowadzić na grząskie rejony frustracji.




Czy podróżowanie z dziećmi może być koszmarem? Ależ tak, wystarczy, że zaczniesz pakować się tuż przed wyjazdem, wśród płaczu jednego dziecka i z drugim dzieckiem u nogi, pokrzykując w nerwach na męża/żonę gdzie schował plecak; zapomnij wilgotnych chusteczek i plastrów  z Kubusiem Puchatkiem; zaplanuj ambitną trasę; rozpamiętuj cały czas jak to było kiedy byłeś/byłaś tutaj cztery lata temu sam lub z partnerem, jak cudownie było leżeć na polanie z widokiem na góry i nie musieć nic, ponarzekaj koniecznie głośno, że z  dziećmi już tak się nie da; przejmij się zabrudzonym kocem, posikanym ubraniem, tak jakby nie istniała pralka i musiałbyś/musiała wyprać to wszystko w strumieniu. I już mamy tragedię w czterech aktach.

Czy nie warto, więc podróżować z dziećmi? No cóż, jeżeli masz tak jak my i na myśl o kolejnym dniu na tym samym placu zabaw dostajesz mdłości, to odpowiedź jest prosta. Ja wolę na przykład karmić piersią siedząc na pniu w środku lasu i patrzeć na drzewa niż na tą samą białą ścianę w salonie. Wiem już jednak, że do podróżowania z dziećmi raczej nie da się podchodzić w ramach filozofii "huzia na józia". Warto przełączyć swój hurraoptymizm na tryb trochę bardziej racjonalny i uwzględnić potrzeby wszystkich pięciu członków rodziny - wierzę w to bardzo, że z tych pięciu zbiorów wyłoni się jakaś część wspólna.





You Might Also Like

4 komentarze

  1. Utnonęłam na Twoim blogu :) A więc nie tylko ja dostaje mdłości od myśli o kolejnym dniu na placu zabaw? Pozdrowienia od mamy podróżującej z dziećmi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I vice versa:) o tak - place zabaw mogą się przejeść:) A pamiętam, że jak Kazio był malutki to się wprost nie mogłam doczekać aż wsadzę go do huśtawki albo puszczę samego na zjeżdżalnie.

      Usuń
  2. Dokladnie. Podróżowanie z dziećmi jest przyjemny i daje ogromna satysfakcje z bycia z nimi ale tylko pod jednym warunkiem: Nie oczekiwać cudów od naszych pociechy. Trzeba mierzyć zamiary silami dzieci i wycieczka z pewnością bedzie udana😊 pozdrawiam Kasiu! Świetny blog!Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Dorota!:) Cieszę się, że się podoba. To prawda, że podróżowanie z dziećmi daje dużo satysfakcji. Jest trudniej to fakt. My sobie tez zostawiamy zawsze furtkę na krótkie samodzielne wyjazdy i wtedy jest równowaga zachowana:)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...