ISLANDIA Z MALUCHEM

14:33


Podróż z dzieckiem jest dużo łatwiejsza w krajach, które gwarantują stabilną temperaturę, dużo słońca i ciepłe morze. Nie można tego powiedzieć o Islandii i może to przyczyna, dla której rzadko wybiera się ten kraj na wyjazd z dziećmi, zwłaszcza małymi. Kiedy, tuż przed naszym wyjazdem przeszukiwałam Internet w poszukiwaniu informacji o podróżowaniu po Islandii, wpisując hasła „Islandia z małym dzieckiem” itp., nie byłam w stanie znaleźć wielu wpisów z praktycznymi wskazówkami. Czy rodzice faktycznie nie zabierają maluchów w takie rejony? To jeszcze bardziej potęgowało moje i tak spore obawy odnośnie tej podróży. Prawie trzy tygodnie w krainie śniegu i lodu, gdzie temperatura latem to średnio 16 C, z synkiem, który dopiero co skończył 19 miesięcy? Rodzina i znajomi w najlepszym wypadku unosili brwi ze zdziwieniem, kiedy opowiadaliśmy o swoich planach. 


Znamy całkiem dobrze Skandynawię. Ja, z racji mojego wykształcenia, mieszkałam prawie pół roku na północnym-wschodzie Szwecji. Kilka lat temu pracowaliśmy wspólnie przez całe lato w schronisku górskim w Norwegii i mieliśmy okazję trochę pojeździć po tym kraju, co mogliście śledzić na blogu. Doświadczyliśmy też uroków skandynawskiego lata, kiedy już pod koniec sierpnia można było powtarzać jak mantrę słynne stwierdzenie z serialu „Gra o Tron” – „Winter is coming”. Wtedy jednak nie było z nami Kazika.

Pomysł wyjazdu na Islandię wypłynął od naszych przyjaciół, którzy zadzwonili do nas w okolicach września, że kupili właśnie okazyjnie bilety lotnicze na Islandię i czy czasem nie mamy ochoty do nich dołączyć. Bardzo chcieliśmy pojechać w pierwszą, prawdziwą podróż z Kazikiem. Sprawdzić czy z małym też jest miejsce na przygodę, czy może jednak powinniśmy podążyć utartym szlakiem nad Bałtyk, albo jak mawiają niektórzy: „siedzieć z dzieckiem w domu”. Szybko się zdecydowaliśmy, na następny dzień kupiliśmy bilety, kierując się naszą ulubioną zasadą: „Szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie”.

I TAK I NIE

Nie napiszę tu teraz, że był to cudowny wyjazd, pełen samych wspaniałych przygód i wrażeń. Nie napiszę także, że nie było warto. Napiszę natomiast, że teraz już wiemy, że w każdym kolejnym miejscu, w które z Kazikiem pojedziemy będzie na pewno łatwiej (chyba, że wybierzemy Grenlandię, w co szczerze wątpię).

Żarty z islandzkiej pogody są absolutnie na miejscu. Jak stwierdził pewien Islandczyk, pracujący na campingu, w którym spaliśmy: „Możecie patrzeć na tą prognozę pogody, ale nie traktujcie jej poważnie, równie dobrze może być zupełnie na odwrót”. My i tak mieliśmy sporo szczęścia. Z 18 dni, które tam spędziliśmy, tak naprawdę padało (tj. lało bez przerwy jak z deszczownicy pod prysznicem) tylko 3 dni. Przez 2 dni padało tylko troszkę. Przez resztę czasu świeciło słońce! Naprawdę! Ale do tego doszedł wiatr – zimny, przenikający przez każdy cm odsłoniętego ciała. Najbardziej koniecznymi częściami garderoby są: czapka, rękawiczki oraz dobra kurtka przeciwdeszczowa i przeciwwiatrowa. Islandia to kraj, w którym doskonale przetestujemy wszelkie membrany. Zamiast koszulki z krótkim rękawkiem zapakujcie dodatkowy polar – w ten jeden dzień, kiedy temperatura osiągnie 19 C naprawdę można po prostu podciągnąć rękaw, a przez te wszystkie noce, kiedy temperatura spadnie poniżej 5 C (w połowie czerwca) z radością przytulicie każdą dodatkową ciepłą część odzieży. Kazik tylko w jeden dzień biegał z odsłoniętymi, białymi nóżkami, które przez pozostałe dni były uwięzione w rajstopach. To był zdecydowanie nasz największy stres podczas wyjazdu – zimne noce, które spędzaliśmy przede wszystkim w namiocie. Nasz wyjazd był wyjazdem budżetowym. Zdecydowaliśmy się na zakup karty campingowej i namiotowanie. To zdecydowanie najtańsza opcja na Islandii. Przed wyjazdem kupiliśmy Kazikowi dziecięcy śpiwór, ale jako, że na dzieciach nie robi się żadnych testów, taki śpiwór nie ma podanej granicy komfortu. Cały czas martwiliśmy się czy mały przypadkiem nie zmarznie. Zwłaszcza, że opanował do perfekcji wydostawanie się ze śpiworka w środku nocy. Zwijał się jak dżdżownica i wypadał do przodu, po trzech takich ruchach był całkowicie wolny, a to wszystko z rękami wzdłuż tułowia. Pierwszej nocy, po przebudzeniu zastałam Kazika, owiniętego niczym wąż boa wokół szyi mojego męża. Oboje spali w takiej pozycji niewzruszenie. Ktoś kiedyś powiedział, że „sweter to taka część garderoby, którą matka ubiera dziecku, kiedy jest jej zimno”, więc może i nasze obawy były niepotrzebne, bo mały sam regulował sobie temperaturę.


Ale dość gadania o pogodzie, w następnych postach opiszemy co warto na Islandii naszym subiektywnym zdaniem zobaczyć z dzieckiem, jak to zrobić bez debetu na koncie i dlaczego wypożyczenie błyszczącego nowością samochodu ze standardowej wypożyczalni na lotnisku nie jest dobrym pomysłem. Generalnie wszystko to co bardzo chcielibyśmy przeczytać przed naszym wyjazdem. A nuż ktoś inny z tego skorzysta.

You Might Also Like

0 komentarze

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...