MYŚLIBÓRZ - BEZ NIEGO NAS BY TU NIE BYŁO
13:31
Są takie wydarzenia, które napędzają ciąg przyczynowo-skutkowy w naszym życiu. Wystarczyłoby zmienić tę jedną chwilę w przeszłości, a wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej. Bo gdybyśmy nie pojechali na obóz żeglarski w Myśliborzu, nie nauczylibyśmy się najprawdopodobniej żeglować, a gdybyśmy nie umieli żeglować, nie poznalibyśmy się z Wiktorem w porcie w Mikołajkach, a gdybyśmy nie poznali się z Wiktorem w Mikołajkach, nie bujałabym teraz jedną ręką Tadka, drugą łaskotała Filipa, myśląc o tym jak Kazik się ma dzisiaj w przedszkolu, pisząc jednocześnie nosem na klawiaturze (przy okazji polecam książkę Stevena Kinga "Dallas":)). To zabawne, ale już w Myśliborzu w 1999 roku powinniśmy się byli poznać, bo byliśmy tam w tym samym czasie. Cóż, dwunastolatka w jaskrawożółtym stroju kąpielowym (jakaż to była modna ówcześnie stylizacja) nie do końca mogła przypaść do gustu szesnastolatkowi w bundeswerce. W 2011 roku sytuacja wyglądała już zupełnie inaczej. Ale wszystko zaczęło się tam - w Myśliborzu. Kiedy w drodze powrotnej ze Świnoujścia do domu Wiktor zaproponował, żebyśmy lekko zboczyli z trasy i zobaczyli jak, żyjący w naszych wspomnieniach ośrodek żeglarski wygląda obecnie, odpowiedź mogła być tylko jedna.
Do Myśliborza dojechaliśmy o 6 rano, tuż po wschodzie słońca. Powitała nas spokojna tafla jeziora oraz wymarły i zamknięty na cztery spusty ośrodek. Na szczęście udało się potem znaleźć przesmyk w bramie wjazdowej i wejść do środka. Łódki jeszcze niezwodowane stały na całym placu. Tak niewiele się tam zmieniło, jakby czas stanął w miejscu, tylko my trochę starsi (jako soundtrack do tego tekstu proponuję włączyć "Gdzie się podziały tamte prywatki"). I nawet "Pasat" tam jeszcze jest - to na nim robiłam mój pierwszy zwrot przez sztag.
Ach te wspomnienia, latające nad głową bomy po źle zrobionej rufie, jakoś tak za szybko zbliżająca się keja, uciekające boje, spadające z nóg narty wodne, regaty o Błękitną Wstęgę Jeziora Myśliborskiego....
Taka trochę podróż do przeszłości. Gdyby ktoś obserwował nas z boku, zobaczyłby parę ludzi z wózkiem bliźniaczym o 6 rano, którzy z uśmiechami na ustach, głaszczą stojące łódki. Chciałabym, żeby jak chłopaki podrosną, ktoś zorganizował tam jeszcze taki obóz - taką małą szkołę życia, wakacje pachnące przygodą. A tam Tadek, Kazio i Filip i dzieci naszych przyjaciół, których w Myśliborzu poznaliśmy, i z którymi mamy kontakt do dzisiaj.
Czy jest tu ktoś jeszcze kto pamięta Bosmana i Reksia? Kto śpiewał tam szanty przy ognisku? Kto poleciał z tej kei do wody w ubraniu? Kto po "chrzcie" spłukiwał piasek z włosów do pasa? Kto skakał przez płot, bo nie było koedukacji? Jest tu ktoś, kto też zawdzięcza temu miejscu, tak wiele jak my?
3 komentarze
Witam. We wpisie jest zdjęcie mola gdzie na końcu jest jakby altanka drewniana. Mam pytanie, gdzie dokładnie się to znajduje?. Bardzo będę wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam Ewka.
OdpowiedzUsuńTo molo nad jeziorem Myśliborskim w Myśliborzu - Międzyszkolny Ośrodek Sportu Szkuner
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń